Łódzkie Stowarzyszenie Muzyczne
"Ocalić od zapomnienia"
Siedziba : ul.Próchnika 17 90 - 708 Łódź
tel: 531 908 063 email: muzyka.lsm@gmail.com
numer konta : 92 1240 3073 1111001078665182 Bank Pekao SA.
Prezentujemy fragment wspomnień Jerzego Krzemińskiego, które zostaną zamieszczone w książce wspomnieniowej łódzkich muzyków przygotowywanej przez nasze Stowarzyszenie.
Miałem to szczęście, że urodziłem się w Łodzi 26. 04. 1947 roku w mieście pełny
muzyki i znakomitych jej wykonawców. Niemal na każdym podwórku, skwerze, placu
ktoś grał ( lepiej lub gorzej ) na harmonijce ustnej, akordeonie, mandolinie.
Tato mój również grał na kilku instrumentach, to też wszystkie spotkania rodzinne były
wypełnione jego muzyką. Lubiłem go słuchać. Podziwiałem go, chociaż wtedy nie
myślałem jeszcze, że sam kiedyś będę grał.
Tato kochał muzykę, a muzyka kochała Jego, i marzył abym poszedł w Jego ślady.
Zdecydowana większość rodziców chciała, by ich dziecko a szczególnie chłopiec grał na akordeonie, była moda na ten instrument a więc kupił mi go i zapisał do szkoły muzycznej, gdzie również miałem lekcje śpiewu. Profesorem nauki gry na akordeonie był Pan Włodzimierz Trzaskalski, ojciec Piotra Trzaskalskiego, reżysera filmów: ,, Mój rower ” z Michałem Urbaniakiem - jazzowym łódzkim muzykiem w roli głównej. Pan Włodzimierz grał znakomicie nie tylko na akordeonie, ale również na klarnecie, a w niedługim czasie na saksofonie tenorowym.
Mając czternaście lat ( za jego namową ) zacząłem z Panem profesorem grywać
wieczorki taneczne na terenie Łodzi. Graliśmy utwory Glenna Millera, Duke’a Ellingtona,
Milasa Davisa, profesor znakomicie czuł nie tylko bluesa, ale również powiew zachodu.
Graliśmy również popularne polskie utwory i piosenki. Jednym słowem mając zaledwie czternaście lat, muzykując, zarabiałem pierwsze pieniądze - niewielkie, ale cieszyły.
Akordeon, akordeonem, nie ukrywam lubiłem na nim grać, jednak gdy dorastałem
zaczęła pasjonować mnie gitara i to bardzo. Długo prosiłem mamę, aż w końcu dała się
namówić i kupiła mi gitarę sześciostrunową z pudłem rezonansowym. Zacząłem się na
niej uczyć grać. Po jakimś czasie jednak gitara akustyczna nie spełniała do końca moich
oczekiwań i ponownie uprosiłem mamę, aby tym razem kupiła mi gitarę elektryczną.
Prawdziwą gitarę elektryczną. Dotarła do mnie informacja, że w warszawskim komisie
jest taka do sprzedania. Była to gitara tak zwana ,, deska ”w kolorze czarnym marki
Neoton produkcji czechosłowackiej. Kolejny raz mama spełniła moją prośbę i stałem się
posiadaczem pierwszej w moim życiu gitary elektrycznej. Była piękna. Pachniała
nowością i świeżym lakierem. Prawie z nią spałem.